Bóg nie zostawił mnie samej. Gdy tylko Mu się oddałam, zorganizował całe zaplecze

Świadectwo z ORAR-u II st. w Czarnej Sędziszowskiej

Wraz z Mężem i półtorarocznym synkiem, będąc w 7 miesiącu ciąży, odbyliśmy rekolekcje ORAR II  st. w Czarnej Sędziszowskiej. Był to dla nas czas rodzinny, mogliśmy spędzić razem kilka dni, ale też poznać wspaniałych ludzi, doświadczyć bycia we wspólnocie, zobaczyć nasze słabości,  z czym sobie nie radzimy, co chcemy poprawić. To był z pewnością owocny czas, czas refleksji, wyciszenia, spotkania z Bogiem i ludźmi.

Zaraz po powrocie spotkało nas kilka sytuacji, którymi poczułam, że chcę się podzielić.

Pierwsza z nich jest taka, iż z racji ciąży jestem zobowiązana do wykonania trzech badań prenatalnych. Koszt jednego to 300 zł. Na drugi dzień po rekolekcjach akurat miałam wizytę u lekarza prowadzącego ciążę. W tzw. międzyczasie zapytał, co u mnie, więc opowiedziałam mu pokrótce o rekolekcjach w Kanie (mam to szczęście, że mój lekarz jest wierzący, więc czuję się bezpiecznie z każdą jego decyzją, bo wiem, że kieruje się dobrem moim i dziecka). Na koniec wizyty zaproponował, że zamiast robić badanie III trymestru dodatkowo (czyli właśnie to, o którym wcześniej wspomniałam), on sam może zrobić to w ramach wizyty bezpłatnie, bo zna moją sytuację materialną, a wie, jakie to są duże koszty. Dodatkowo zrobił podczas wizyty badanie, którego również nie policzył. Kompletnie się tego nie spodziewałam. To tylko pieniądze, ale sam gest lekarza mnie bardzo ujął. Poczułam, jakby to była Boża ingrencja, by nam trochę ulżyć finansowo.

Kolejna rzecz to taka, iż mam brata, który ma problem z alkoholem. Jest młody i zaczął bardzo wcześnie. Niestety, przykład poszedł od naszego taty. Kilka miesięcy temu tata został zatrzymany przez policję i był na tzw. ,,dołku". To był pierwszy raz po tylu latach, kiedy mama odważyła się zadzwonić na policję i przestała być współuzależnioną. To wydarzenie nim wstrząsnęło. Poszedł na jedno jedyne spotkanie w Terapii Uzależnień, gdzie uswiadomili mu, że wszystko zależy od niego. Od tamtej pory nie pije. Twierdzi, że jakby choć spróbował, zacząłby od nowa.

Podczas rekolekcji, gdy była mowa o KWC, podjęłam decyzję o jej podpisaniu właśnie w intencji mojego brata. Kolejnego dnia pojawiła się myśl, by to nie było na rok, lecz by była to Krucjata członkowska. Tak też zrobiłam. To jednak duże zobowiązanie i przyszły wątpliwości, ale już było po wszystkim. Dzień po rekolekcjach zadzwoniła do mnie mama, że mój brat z sylwestra wrócił trzeźwy i postanowił, że kończy z alkoholem. To tak naprawdę nic nie oznacza, bo może być różnie. Nie takie obietnice przez tyle lat słyszałam. Ale tym razem ta synchronizacja w czasie stała się dla mnie potwierdzeniem, że to dobra decyzja i mam się za niego modlić.

Na koniec, żeby nie było za kolorowo, dopadła nas wszystkich choroba. Sytuacja by była zwyczajna, gdyby nie fakt, że jestem na końcówce ciąży. Okazało się, że to grypa, która jest szczególnie niebezpieczna w tym stanie. Byłam przerażona, ale oddałam wszystko Jezusowi. Tutaj też spotkaliśmy się z serdecznością ludzi. Mamy w naszym kręgu lekarza, który pokierował mnie, co mam zrobić i jakie leki wziąć, by zatrzymać wirusa. Ale wcześniej, by mieć pewność, musiałam zrobić test, by potwierdzić, że to grypa. Okazało się, że jest problem z jego dostępnością. Tu z pomocą przyszła koleżanka, która się odezwała, że akurat jest w trasie, ma zaprzyjaźnioną aptekę, tam jeszcze mają i zaraz nam podrzuci. Udało się. Przyszła pora na lek, ale potrzeba było recepty. Było już późno na lekarza rodzinnego, a nasi znajomi nie mieli możliwości wypisania takiej recepty. Tu z kolei przyszła z pomocą rodzina, i to teściowie! Jakie by nie były kawały o teściach i co by się nie zgadzało, to ja nie mogę narzekać. Jestem za nich bardzo wdzięczna. Nie dość, że udało się z receptą, to jeszcze dostarczyli lek pod drzwi (jechali 60km). To była szybka i sprawna akcja. To niesamowite mieć takich wspaniałych ludzi dookoła. Bóg nie zostawił mnie samej. Gdy tylko Mu się oddałam, zorganizował całe zaplecze.

Za to wszystko Chwała Panu!

Sabrina