Zmarł ks. Zbigniew Czuchra

12 maja 2015

Kapłaństwo i poezja

rozmowa z ks. Zbigniewem Janem Czuchrą  MSB

Mam Panie jedno serce

pełne żaru miłości

ale jestem w rozterce

komu je dać w całości? 

R.M.:   Witam Księdza serdecznie.

Mimo, iż mam zaszczyt znać Ojca bardzo długo, szukałam informacji na stronie internetowej parafii. Znalazłam tylko dwa fakty, dwie daty – urodzin i święceń kapłańskich. Widać wystarczą, by wiedzieć wszystko o kapłanie. Jak doszło do tej drugiej daty?

Ksiądz Zbigniew:   Sięgnijmy głęboko. W domu rodzinnym przenikały się dwa nurty – maryjny i patriotyczny. Wzrastaliśmy na „Rycerzu Niepokalanej”. Mama modliła się przy figurce Niepokalanej. Ja przynosiłem kwiaty – pierwsze przebiśniegi, fiołki, kaczeńce. Brat taty był żołnierzem AK, zginął w 1944 r. Na zmianę śpiewaliśmy „Zdrowaś Mario” i „Rozkwitały pęki białych róż”. Po wojnie tato z wujkiem pokazywali nam piękno rodzinnej ziemi. Dukla, Stara Wieś, Miejsce Piastowe, zamek w Kamieńcu, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Żywo też reagowałem na niedolę, cierpienie, śmierć. Miałem swoje plany, ale Pan Bóg wytrącał mi karty z ręki. Często pytałem „Co wybrać”? Wreszcie przyszła decyzja. Mimo sprzeciwów bliskich oddałem serce Bogu.

R.M.:    Dlaczego wybrał Ksiądz Zgromadzenie Misjonarzy Matki Boskiej Saletyńskiej?

Ksiądz Zbigniew Zawsze uważałem Maryję za moją Nadziemska Matkę. Na pewno wpływ miał Dom, cześć Niepokalanej, statua Matki Boskiej Bolesnej w kościele Kapucynów w Krośnie. Niezwykły sen o perle, którą położyła mi na dłoni Niepokalana. Wtedy pomyślałem „Trzeba pójść”. Pierwsze podanie złożyłem do Dębowca. Likwidowano wtedy gimnazjum. Były trudne warunki. Wycofałem się. Za radą proboszcza ks. Mirosława Jastrzębskiego złożyłem podanie do Przemyśla. Zostałem przyjęty. Po czterech latach jadąc z Krakowa,  spotkałem w autobusie ks. Franciszka Danioła. Długo rozmawialiśmy o La Salette, Zgromadzeniu, i stało się. Rozpocząłem nowicjat w Dębowcu. Matka Boża była wymagająca ale też łaskawa. Była więc praca fizyczna, pogłębianie ducha Zgromadzenia, Sanktuarium. Kontemplacja Figury, udział w wielkich uroczystościach. Zrobiła mi Matka Boża wielką łaskę, że wybrała mnie do kapłaństwa, gdzie mogłem mieć wszystko.

R.M.:   Jak podołać temu „wszystkiemu”? Bliskość Boga, posługa w Kościele. Sprawowanie sakramentów. Jednocześnie służenie ludziom. Katecheza. Praca z klerykami, Rekolekcje, misje. Praca z narzeczonymi, małżonkami, wspólnotami, odwiedzanie chorych. Ogromna różnorodność działań…

Ksiądz Zbigniew:   Pan Bóg prowadził. Najpierw była Trzcianka, pośród wrzosowisk i lasów. Adoracje Żłóbka z dziećmi, wieczornice majowe, pierwszy wiersz, wyjazd z ministrantami, budzenie powołań. Potem Rzeszów, walka o budowę Kościoła. Praca z młodzieżą, Oaza, wyjazdy, programy z różnych okazji, msze młodzieżowe. Następny był Dębowiec, praca formacyjna z nowicjuszami, Misterium Męki Pańskiej, jasełka, wędrówki. W Krakowie pracowałem z klerykami. Był to najmilsza wspólnota, jaką pamiętam. Wtedy nagraliśmy taśmę „Piękna Pani”. Była też Oaza i Kręgi Rodzin. Po latach stanu wojennego przyszedł dramat spalenia kościoła w Sobieszewie i trudów jego odbudowy. Potem był czas pracy Ojca Duchownego w Krakowie, w Kościele Świętego Norberta, i spotkań medytacyjno-muzycznych. Cudne to były rzeczy. Wtedy też pisałem do Posłańca i zacząłem współpracę z Radiem Mariackim. Po Krakowie wróciłem do Dębowca, do kościoła Św. Bartłomieja. Wydawaliśmy gazetkę parafialną, współpracowałem z radiem Fara w Krośnie. Uczestniczyłem w przygotowaniach 650-lecia Dębowca, obchodach Roku Jubileuszowego. Były misje, rekolekcje. A teraz znowu jestem w Rzeszowie, na burzliwe lata starości. Kręgi rodzin, Radio Via, współpraca z Saletynem, posługa w konfesjonale, w Krośnie, w Łące.

R. M.:   Mam ze sobą dwa tomiki Księdza – „Poezje” wydane w 1996 roku w Krośnie i „Słowa sercem pisane” wydane w Rzeszowie w 2005 roku. Były też nagrody w konkursach. Wiele teksów można znaleźć w czasopismach religijnych, usłyszeć w radio. Są tacy, którzy z upodobaniem czekają na wiersze w homiliach księdza. Dlaczego poezja towarzyszy kapłaństwu Księdza? To nieczęsty sposób mówienia o Bogu, nawiązywania relacji z nim, porozumiewania się z człowiekiem.

Ksiądz Zbigniew:   Słowo zawsze mnie poruszało. Najpierw słowa mamy. Bajki babinki. Zachwyt, gdy pierwszy raz wziąłem do ręki „Pana Tadeusza”. Fragmenty Pisma Świętego. Zauroczenie słowem pana Kotlarczyka, wykładowcy retoryki w Seminarium. Tłumaczył nam, że w pięknie słów nie może utonąć prawda. Dlatego mówię o Bogu słowami wieszczów. Niektórzy zwracali mi uwagę „Co ty z tą poezją? Ty mów Ewangelię”. A ja uważam, że poezja jest blisko Ewangelii. Słowo zachwyca, słowo wypełnia, słowo poszerza duszę i przygotowuje je na przyjęcie Odwiecznego Słowa - Chrystusa. Jako misjonarz przeżyłem zachwyt Słowem Bożym, które padało złotym ziarnem w czasie misji i rekolekcji, podnosiło z pyłu ziemi w konfesjonale, przybliżało piękno nadziemskie, uosobione w Maryi.

R.M.:   Z czasem do poezji dołączyła muzyka…

Ksiądz Zbigniew:   W domu dużo się śpiewało. Szukałem muzyki. „Moja dusza była jak fortepian Szopena”. Upalne lato, a ja słuchałem, jak babcie śpiewają nieszpory w Krośnie. W kapłaństwie zaczęły powstawać pieśni do moich tekstów. Pierwsza w Rzeszowie – „ Matko Boska Saletyńska, Zasmucona Pani” do muzyki Rysia Cieśli, obecnie dziekana AM w Warszawie, śpiewaka operowego. Potem przyszedł Kraków, „Wieczory muzyki w przestrzeni słowa” w piwnicy Św. Norberta. Współpraca z wieloma muzykami, aktorami, wielkie nazwiska i jeszcze większe wzruszenia. Kontynuowane są one w Rzeszowie, we współpracy z muzykami z filharmonii.

R.M.:   Wspominał Ojciec o Sobieszewie, gdzie 5 sierpnia 2007 roku odbędzie się Koronacja figury Matki Boskiej Płaczącej. Tej, którą uratował ksiądz z pożaru w lutym 1986 roku. Podobno padły wtedy słowa „Nie ma boleśniejszej rzeczy dla kapłana, niż widzieć palący się kościół”. Niewiele osób zna te fakty. Proszę o nich opowiedzieć.

Ksiądz Zbigniew:   W kościele zakładano instalację elektryczną do nowych dzwonów. Prawdopodobnie spowodowało to obciążenie linii energetycznej. Zdarzały się spięcia. 22 lutego 1986 r., około godz. 18, przed wieczorną mszą świętą pojawił się dym w sygnaturce kościoła. Zaalarmowany przez kościelnego zobaczyłem na stropie, po prawej stronie kościoła, żarzące się deski. Zaczęliśmy je gasić. Pan kościelny poszedł na strych, by chodnikiem stłumić ogień. Wrócił ze słowami „Strych cały w ogniu!”. Wezwaliśmy straż pożarną. Biły dzwony. Zbiegli się ludzie, zaczęli wynosić sprzęty. Trzeba było wyciąć przeręble w lodzie na rzece, bo niski był poziom wody w hydrantach. Klęczałem przed tabernakulum modląc się o ugaszenie pożaru, gdy przyszedł pan kościelny, trzeźwy człowiek, i mówi „Nie ma na co czekać. Trzeba wynosić”. Wziąłem więc Najświętszy Sakrament i przez ramię krzyknąłem ”Weźcie figurę”. Po spaleniu kościoła odprawialiśmy msze świętą na podwórzu plebani. Ołtarz był na balkonie. Przez 6 miesięcy udało się bez większego deszczu sprawować Eucharystię. Z ofiar ludzkich udało się zebrać pieniądze na budowę kaplicy – obecnie Domu Pielgrzyma. Wybudowaliśmy kościół po wieniec dachowy. Zgromadzony był materiał na całą budowę. Wszystko z ofiar ludzkich.

R.M.:   Zainicjował Ojciec odbudowę świątyni i zebrał potrzebne do tego środki. Wiem jednak, że równie istotne było odbudowywanie nadziei, ducha parafii. Były „Czuwania Saletyńskie”, koncerty i spektakle zaprzyjaźnionych ludzi sztuki, ogniska budujące więź we wspólnocie. W tych smutnych dniach nikt się zapewne nie spodziewał, że cierpienie dopełni chwała. Koronacja figury Matki Bożej będzie wielkim świętem Zgromadzenia i całego Kościoła. Będzie Ojciec uczestnikiem tych wydarzeń i mam nadzieję, że opisze je dla naszych czytelników. Dziękując za rozmowę mam prośbę. Czy moglibyśmy zakończyć naszą rozmowę poezją?

Ksiądz Zbigniew:   Może jeden z niewielu wierszy, które powstały w Sobieszewie:

„Zachód jest krzykiem dnia

a krzykiem morza fala

Krzykiem rozpaczy głos mewy

co dolatuje z dala

Krzykiem zaś serca jest tęsknota

Lecz wypełnieniem wszystkiego miłość